-Błagam, zajmij się moją znajomą, bo ja nie mam już siły – poprosił mnie kolega chirurg. Od 3 miesięcy wydzwania, do mnie, że ma stany podgorączkowe. Była już diagnozowana przez różne medyczne osobistości, nikt niczego nie zbagatelizował, ale też nikt niczego nie wykrył. Miała nawet PET, pozytronową tomografię emisyjną całego ciała – wszystko absolutnie w porządku, nie ma się do czego przyczepić. Upiera, że nie jest dobrze. I na dodatek przyjechała do naszego szpitala specjalnie dla mnie. Ale jak ja, chirurg, jej pomogę? Nie wytnę jej tych stanów podgorączkowych. Mam jeden trop. Ona jest artystką… Może jednak psychiatra jest potrzebny? Rusz głową, proszę cię! Wy baby lubicie panikować… może to zwykła histeria?

 

Nie muszę wam chyba mówić, że wkurzył mnie maksymalnie. Nie znoszę przyklejania kobietom słowa histeria przy każdej możliwej sytuacji. Miałam ochotę mu odmówić, ale nie chciałam pozostawić kobiety bez pomocy.

 

Postanowiłam odwiedzić pacjentkę. Już po dwóch wymienionych zdaniach nie miałam wątpliwości, że jest nadzwyczaj racjonalna, ale też totalnie zmęczona i przygnębiona sytuacją. Obejrzałam wszystkie wykonane dotąd badania i przeprowadziłam bardzo szczegółowy wywiad w porozumieniu z jej lekarzem prowadzącym. Jeden fakt zwrócił moją uwagę. Zawsze przy przyjęciu do szpitala miała podwyższone parametry stanu zapalnego, które w ciągu 2 dni się normalizowały. Wtedy też znikały stany podgorączkowe. Dziwne, trudno tak na zawołanie podwyższyć sobie CRP, a potem szybko wyrównać – takich artystów dotąd nie spotkałam.

 

I wiecie co? Wpadłam na pewien pomysł. Wskazywała na to czysta logika. Porozmawiałam z pacjentką i poprosiłam, żeby zrobiła pewien eksperyment. Pomysł polegał na tym, żeby po wypisaniu ze szpitala nie jechała prosto do domu, tylko ulokowała się u kogoś znajomego na jakieś 2-3 dni i zadzwoniła do mnie. Tak zrobiła. Co się okazało? Stan podgorączkowy zniknął. Dla pewności zrobiła po 2 dniach badanie CRP i było prawidłowe. Poprosiłam więc, żeby wysłała dobrego budowlańca do swojego mieszkania. Niech przyjrzy się dokładnie – a nuż w mieszkaniu są grzyby? Nie spotkało się to z entuzjazmem.

 

– No teraz to już pani przesadziła – ja dbam o dom! Jaki grzyb? Gdzie?

 

W końcu z ogromną niechęcią wysłała siostrzeńca, który trudnił się dorywczo drobnymi pracami malarskimi. Co się okazało? W jej zadbanym i wypielęgnowanym prawie do przesady mieszkaniu, pod piękną farbą na suficie w łazience, kryła się warstwa ohydnego grzyba. Siostrzeniec wiedział, że trzeba zrobić odkrywkę, zedrzeć warstwę farby, żeby ocenić stan sufitu. Ale nawet on nie mógł uwierzyć, że w tak czystym domu może znajdować się tak okazałe „grzybowisko”. Okazało się, że instalacja wodna w mieszkaniu sąsiadki piętro wyżej miała drobną nieszczelność pod wanną, i przesiąkająca woda stworzyła idealne warunki do rozwoju grzybów na suficie artystki… Po remoncie skończyły się kłopoty ze zdrowiem.

 

 

Diagnozowanie człowieka to nie jest prosta sprawa, a myślenia nie zastąpią najlepsze nowoczesne technologie!

 

 

 

Facebooktwitterlinkedininstagramflickrfoursquaremail